poniedziałek, stycznia 06, 2014

Mama wraca do pracy


Roman kończy roczek i macierzyński dobiega końca. Moja ucieczka z Olsztyna zaowocowała nieprzedłużeniem umowy w pracy - jakoś mnie to wybitnie nie zdziwiło, przyznaję. Już widziałam siebie zbierającą skrupulatnie dokumenty do pośredniaka i drepczącą pokornie do mało uprzejmych pań w UP żebrzącą o zasiłek, żeby chociaż na pieluchy i waciki starczyło. Jednak pewnego dnia zadzwonił telefon...

Z pracą u nas to łatwo nie jest, jeżeli nie masz w Urzędzie Miasta życzliwej cioci  lub innej "dobrej duszy", która w biedzie dopomoże i co nieco podszepnie tam, gdzie trzeba. A i to czasem mało opłacalne. Szereg moich koleżanek zdziera podeszwy w bieganiu do pracy za 1000,00 złotych i marzy o wyjeździe za granicę lub chociaż wpływowym mężu, co pieniądze do domu konkretne przynosi, a i mógłby jakiś etacik przy okazji zawarcia związku małżeńskiego załatwić, bo w domu siedzieć nie chcą - nie po to studiowały i zdobywały doświadczenie za marną kasę. W sukces zawodowy, wynikający jedynie z inteligencji i zdolności, raczej mało osób tu wierzy.

Ale razem z Mężem uparliśmy się na tę wiochę |klik|. Moglibyśmy wyjechać, a jednak siedzimy na tych "piachach" i jak prawdziwi Kurpie obstajemy przy swoim. Zawsze byłam trochę na przekór i teraz też chyba postanowiłam pokazać wszystkim, że i tu można być szczęśliwym.

Tak więc siedząc i myśląc o własnym bezrobociu odebrałam telefon z mojej dawnej firmy, że coś się szykuje w mojej okolicy (okolica - czytaj w promieniu 40 kilometrów) i czy bym chciała. Oczywiście, że bym chciała, no bo żeby żyć to trzeba mieć za co. Prawko mam, zdane w pocie czoła za czwartym razem i nawet czasem używane, więc dojechać mogę.

Tak oto Wawrzyn powraca do roli księgareczki. Przede mną ostatnie wolne tygodnie. I już zaczynam się zastanawiać, jak to wszystko ogarnę.


Brak komentarzy: