środa, stycznia 08, 2014

W Paryżu dzieci nie grymaszą | Pamela Druckerman



Jeśli szukacie kolejnego poradnika na temat macierzyństwa to nie kupujcie tej książki. Chociaż z pozoru wydawałaby się nim być.

Wykształcona, inteligentna amerykańska dziennikarka zamieszkuje z mężem w Paryżu i tam zostaje mamą. Nie trzeba wiele czasu, żeby się zorientowała, że znacznie różni się od całej rzeszy innych matek z paryskiej wyższej klasy średniej. Inne dzieci przesypiają noce najpóźniej w trzecim miesiącu życia, są ułożone i grzeczne, nie rzucają jedzeniem i nie podjadają między posiłkami. Przy całym tym towarzystwie autorka czuje się trochę jak z Marsa - niewyspana i próbująca opanować swoje rozszalałe dziecko. Czy to jakiś inny świat?

Spokojnie, to tylko Francja.

Dlaczego nie jest to dla mnie żaden poradnik? Bo nie daje rozwiązań traktowanych, jako jedynie słusznych. Pamela Druckerman zestawia ze sobą amerykański i francuski model wychowywania, a różnice są uderzające. Francuskie podporządkowanie jest przeciwieństwem amerykańskiej dzieciokracji i chociaż jest zachwycona w dużej mierze tym pierwszym to nie wszystkie jego elementy wydają się być dla niej oczywistej do zaadaptowania na gruncie własnego macierzyństwa.

Przeczytamy tu o sposobach postrzegania ciąży, żywieniu dzieci, zabawach z nimi i nauce zasypiania, ale też o mentalności rodziców, seksie po urodzeniu dziecka i kłopotach z rozstępami. Niemal na gruncie każdego z tych problemów autorka odnajduje różnice. Nam chyba jest coraz bliżej do modelu amerykańskiego, ale posiadamy też niektóre cechy wspólne z francuzami więc chociaż nie należę do żadnej z tych grup, to niektóre uwagi były dla bardzo pouczające.

W książce Druckerman znalazłam co najmniej trzy rzeczy, które zapisałam sobie gdzieś na dnie mojego matczynego serca. Bo chociaż wyznawałam te zasady podświadomie, to dopiero ta książka wypowiedziała je za mnie. 

Wyznaczanie granic
Dzieciokracji mówimy nie!  Dzieci powinny stosować się do świata, a nie odwrotnie. Nie oznacza to jednak terroru i ograniczania naszych pociech. Wręcz odwrotnie. Powinniśmy wyznaczać dzieciom wyraźne granice, bo te dają im poczucie bezpieczeństwa - same są jeszcze zbyt małe, żeby odróżniać dobro od zła, rzeczy właściwe i niewłaściwe a my jesteśmy po to, żeby być ich drogowskazem. Wewnątrz tych granic powinniśmy jednak dawać dzieciom dużą swobodę. Jednym słowem - dajmy dzieciom wolność, ale nie twórzmy anarchii.

Teoria "otwierania oczu"
Tę lubię najbardziej. W dzisiejszych czasach rodzice prześcigają się w pozytywnym stymulowaniu swoich dzieci, żeby efektywniej się uczyły i były najzdolniejsze w przedszkolu, najmądrzejsze w szkole i genialne na studiach. Przecież ich mózg nigdy nie będzie już tak chłonny, jak teraz, więc nie można tej szansy zaprzepaścić (sic!). Matka natura wiedziała jednak co robi i dała dzieciom od tego ciekawość świata. Nie musimy przeciążać dzieci wiedzą dorosłych. Pozwólmy im pomóc nam piec ciasteczka, bawić się w supermena i lepić babki z piasku, bo w ten sposób uczą się świata, jak na swój wiek przystało. Paryscy rodzice pozwalają dzieciom na dużą samodzielność i nie krzycząc "cudownie!" za każdym razem, gdy latorośl zrobi coś poprawnie. Chwalą umiarkowanie i konkretnie, karzą konsekwentnie, ale bez przesadnej srogości.

Doskonała matka nie istnieje!
Grunt w tym, że matki idealne nie istnieją, więc my również nimi nie jesteśmy i nie ma co udawać ani przed ludźmi, a tym bardziej przed samym sobą, że jest inaczej. Ta akceptacja własnej niedoskonałości jako mamy i nieoczekiwanie tego od innych właściwie pozwoli nam odetchnąć z ulgą oraz cieszyć się swoim cudownie nieidealnym macierzyństwem. A naszym pociechom zapewni uśmiechniętą i mniej zakompleksioną mamuśkę.

Wydawałoby się, że amerykańska dziennikarka odkryła tajemnicę cudownego macierzyństwa, które powinno zapewnić jej szczęście. Tak jednak nie do końca się stało. Nie każde miejsce na ziemi jest Paryżem, a my nie jesteśmy francuskimi matkami. W wychowywaniu dzieci bierze tak naprawdę udział całe społeczeństwo i jest głęboko zakorzenione w naszej mentalności. Mimo naszej asertywności presja z zewnątrz jest ogromna i nie można się od niej zupełnie odciąć. Nie mamy darmowych żłobków dla niemowląt matek niepracujących, żebyśmy miały czas iść do kosmetyczki, czy na kawę z koleżanką i odpocząć od naszych ukochanych dzieci (pomijam fakt, że często u nas oddawanie dziecka do żłobka, gdy się nie pracuje jest postrzegane jako zdrada przeciwko dziecku...). Nie każdy z nas może zapewnić swoim pociechom samodzielny pokój od urodzenia, co pomaga w nauce samodzielnego zasypiania i przesypiania nocy. Tych różnic jest wiele.

Francuscy rodzice to trochę egoiści w granicach zdrowego rozsądku. Dzieci nie mają prawa zdominować ich świata, chociaż są jego ważnym elementem. Nie pozwalają im wchodzić sobie na głowę, ale pozwalają na współuczestnictwo w swoim życiu. Co więcej wszystko to funkcjonuje w Paryżu jako prawda oczywista, tak oczywista, że często trudna do wytłumaczenia dla nich samych. Dlatego Druckerman zmuszona była do przeprowadzenia czegoś w rodzaju śledztwa, żeby poznać ich tajemnice.

Książkę czyta się szybko i z lekką nutą zazdrości... Nie twierdzę, że my Polki jesteśmy złymi matkami, ale częściej powinnyśmy słuchać swojej intuicji. W natłoku dobrych rad i kolorowych gazet czasem zapominamy, że to my najlepiej wiemy, co jest najlepsze dla naszego dziecka |klik|.

Polecam wszystkim mamom i tatusiom też. Przyszłych, przeszłych i obecnych. Nierodzicom też, bo właściwie czemu nie :)


Na zdjęciu:
Miś z grzechotką Baby Ono

Autor: Pamela Druckerman
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-08-05027-9
Ilość stron: 388
Oprawa: miękka