czwartek, lutego 13, 2014

Nagi profesor na rowerze | o plotce słów kilka

Gdzie się nie ruszyłam w swoim życiu to zauważyłam, że ludzie uwielbiają mówić. I nie chodzi tu o zwykłe gadulstwo, którego podobno jestem mistrzynią, ale o zainteresowanie życiem innych. Czy chodzi o Kowalską spod piątki, pana listonosza, koleżanki z pracy, uczelni, naszych profesorów, przełożonych, albo o panią sprzątającą, która raz na tydzień myje klatkę schodową... każdy jest interesujący. Zjawisko to samo w sobie jest chwilami niezwykle intrygujące, chociaż potrafi mnie doprowadzić do szewskiej pasji. Sama czasem lubię "pogadać" na czyjś temat, ale staram się nie przekraczać jakiejś podstawowej granicy przyzwoitości. A ta granica bywa niezwykle cienka.

Zadziwia mnie też wiara niektórych ludzi w prawdziwość zasłyszanych wieści. Nowak był w szpitalu? Pewnie miał operację na wątrobę, bo on strasznie dużo pije podobno i zapewne już zdrowie nie te. Ledwo go odratowali, bo z wątrobą to żartów nie ma. I nikt już nie uwierzy, że poczciwe chłopisko złamało sobie palec na budowie i był tylko na ostrym dyżurze, żeby mu go nastawili. Rzadko myślimy o tym, że do wielu rzeczy docierających do naszych uszu powinniśmy podejść z dystansem i podzielić wszystko przez dwa albo pierwiastek z tego wyciągnąć, chociaż nawet wtedy prawdy możemy nie ujrzeć.

Powszechnie uważa się, że plotka jest domeną prostych ludzi ze wsi. Nic bardziej mylnego. Owszem - wyobraźnia ludzi, którzy żyją w moim sąsiedztwie rozbawia mnie chwilami do łez. Jedną z moich sąsiadek nawet kiedyś ktoś nazwał Wolną Europą, bo mniej lub bardziej prawdopodobne historie roznosiła od domu do domu w wielkiej konspiracji. Wychowałam się na wsi i przez kilka lat mieszkałam w mieście i nie zauważyłam różnicy w ludzkim zamiłowaniu do życia życiem innych. Jedyna różnica to taka, że w mieście łatwiej od plotki uciec, odciąć się i nie myśleć o tym. Na wsi już trudniej się zgubić w tłumie, bo nawet na środku wielkiego lasu cię znajdą.

Mechanizm jest prosty. Najpierw jest impuls, który pada na podatny grunt, a potem już tylko ludzka wyobraźnia - w dużych dawkach i charakteryzująca się niezwykłą kreatywnością. Historia tworzy się sama.

Zawsze, gdy o tym myślę przypomina mi się pewna historia ze studiów. Nie uda mi się przytoczyć jej dosłownie, ale spróbuję opowiedzieć taką jaką ją pamiętam. A wiem, że niektórzy uczestnicy tej sytuacji mogą przeczytać ten post, więc w razie czego proszę o korektę :)

Pewnego dnia na uczelni, przy rozmowie o goniących terminach oddania części pracy magisterskiej, postanowiłam podzielić się z koleżankami mało istotna kwestią mojego snu:
- Wiecie co? Chyba za dużo myślę o tej magisterce, bo wczoraj śnił mi się Profesor. Przyjechał do mnie na wieś rowerem i mnie o nią pytał.
- Rowerem? - śmiały się serdecznie.
- Tak, rowerem?
- Mi mógłby się przyśnić nasz Doktorek, ale nago - wypaliła jedna.
- Idź zbereźniku.
- No co?!
Pięć minut później podszedł do nas kolega P., który należał do miłośników rowerowego przemieszczania się po mieście:
- Wawrzyn już schizuje, przyśnił jej się Profesor na rowerze - oświadczyły mu bez ogródek.
- I był nago - dorzuciła druga.
- Nieprawda! - zaprotestowałam
- Jak to, przecież tak mówiłaś.
- Tak, ale nie był nago!
- A widziałem go ostatnio w drodze na uczelnie, też jechałem rowerem. - P. chyba zupełnie nie przejął się aspektem nagości (chociaż sądząc po jego uśmiechu to może jednak).
- Ej, to może ty się Warzynowi śniłeś, a nie Profesor? - wybuchnęły śmiechem.
Zmęczona tłumaczeniami dla odprężenia wybrałam się do automatu po sikowatą kawę za 1,60 złotych. Gdy wracałam przed drzwiami na salę usłyszałam chichot i lekkie poruszenie, a wzrok kilku koleżanek padł na mnie...
- O co chodzi? - spytałam
- Nic
- Jak to nic, już mi tu gadać.
- No bo podobno śnił ci się P. - znów śmiech
- Mi? Nie.
- Nie kłam. Przecież przed chwila opowiadałaś dziewczynom, że śnił ci się P. nago na rowerze, tylko przyznać się nie chcesz.
Normalnie listki mi opadły. Przerwa między zajęciami trwała niecałe 15 minut, a w wędrówce słów z mojej niewinnej historii pozostał właściwie tylko rower. Nikt oczywiście nie chciał mi potem uwierzyć, że nie miewam kolarsko-erotycznych snów o P.

Jak śpiewa mądrze Kayah: to nie ludzie słowa, ale słowa ludzi niosą.

Tekst powstał w inspiracji o niedawne wydarzenia, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że niewiele rzeczy można czasem w tajemnicy utrzymać, a i o sobie można się czegoś zaskakującego dowiedzieć. Znów też zachwyciłam się refleksyjnie nad mądrością słów, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem...