środa, marca 12, 2014

Powrót do pracy (część 3.)

Krótka historia znikania


Ktoś mógłby pomyśleć, że zapadłam się pod ziemię. Ale ja bardziej jestem skłonna stwierdzić, że osiągnęłam stan odwrotny do nirwany - zamiast rozpłynąć się w niebycie, rozpływam się w natłoku spraw. Moja doba ma za mało godzin, ja mam za mało rąk, a mój świat zamiast się przez to kurczyć, to rozszerza się do wymiarów kosmosu przez co trudno mi go ogarnąć.


Dla tych, którzy zastanawiają się co robi Matka na dwóch etatach i dlaczego znikam częściej i na dłużej, należą się pewne wyjaśnienia. Jaki jest mój dzień? Krótki. Czasem nawet bardzo.


6:00
"ma ma ma bum bum bum", czyli mój budzik w postaci Roman zaczyna brzęczeć (czasem skrzeczeć, pojękiwać, płakać lub krzyczeć)

6:00 - 7:00 
zwlekam się z łóżka i rozpoczynam ubieranie Romana, który biega na golasa radośnie po pokoju, a ja próbuję go złapać zanim wysiusia się na dywan. Roman zostaje ubrany, ale dywan znosi to różnie...

7:00 - 8:00 
poluję na pokarm dla latorośli, a potem poluję na samą latorośl, żeby umieścić ją (jego) w krzesełku do karmienia. Na szczęście ma ono pasy do zapięcia - uff, bez tego ani rusz. Mój mały odkurzać z reguły pochłania wszystko, co podjeżdża mu na łyżeczce do buzi. 

Zapomniałam wspomnieć, że ja też staram się coś zjeść

8:30 
doprowadzam się do porządku, żeby nie odstraszać ludzi w księgarni, odpalam swoja srebrną strzałę i ruszam w trasę. Włączam Trójkę i słucham wiadomości ekonomicznych. Nie żebym była nią zafascynowana, ale właśnie wtedy na antenie toczą się rozmowy tego typu. A ja jadę zadowolona, bo słońce świeci i z radia do mnie mówią, a ja lubię ich słuchać.
*A moja Mama w tym czasie w domu podąża do łazienki i sprawdza, czy roztargniona w pospiechu córka wyłączyła prostownice w łazience.

10:00 - 18:00
Spełniam się w swoim powołaniu księgareczki.

19:00
Po powrocie z pracy wszystko wygląda mniej więcej jak rano - tylko odwrotnie. Zamiast ubierać Romana, to go rozbieram. Karmię, kąpię. Zamiast wyjmować z piżamy, wciskam go do niej. Zamiast wyciągać z łóżeczka, to go do niego wrzucam.

21:00
Roman zasypia i zaczyna się istne szaleństwo tzw. czasu wolnego! Czyli rozwieszanie prania, zmywanie, sprzątanie i nawet na prysznic czasem znajdzie się 5 minut. Tak gdzieś do 23:00. Potem to już błogie lenistwo - mam czas na wszystko o czym tylko zamarzę. Szkoda tylko, że z reguły ten czas przesypiam...

A nocą? Nocą, kiedy wszyscy śpią ja nie śpię... Roman wzywa mnie dwa lub trzy razy w nocy, a ja podążam do niego lunatycznym powlekaniem nóg.

Niestety moja druga połowa, zwana Mężem, pracuje intensywnie przez co bywa w domu mniej niż ja.

Wydawałoby się, że powinnam narzekać na brak wolnego czasu. Dobra, na zakrętach się czasem nie wyrabiam, ale poza tym nie widzę różnicy między tym, co jest teraz, a co było w erze przedromanowej.

A dzisiaj przedpołudnie spędziłam z synkiem i było to dobre przedpołudnie. Roman badał wczesnowiosenną trawę i zeszłoroczne kolki ze ściętych sosen. Przeprowadził też inspekcję drewna opałowego przygotowanego przez Tatusia.

Brak komentarzy: