czwartek, grudnia 26, 2013

Świąteczny bunt


Pierwsze Święta Romana. Miało być wesoło, dom miał wybrzmiewać kolędami i ociekać obficie świąteczną atmosferą. Miała być wspólnie wybrana choinka, uroczyste jej ubieranie i radosne pakowanie prezentów. Nie wspominam o lepieniu pierogów, kiedy to miałam głośno śpiewać Przybieżeli do Betlejem pasterze.... W moim domu zawsze gotowaliśmy i piekliśmy wszystko 23 i 24 grudnia, a choinkę ubieraliśmy w wigilię jako przedsmak wigilijnej kolacji. Z małymi potyczkami zawsze wszystko świetnie wychodziło. Do teraz.


Tradycja poszła w łeb. Organizacja padła, a we wszystkim zapanował lekki chaos. I nie był to bynajmniej świątecznie nacechowany chaos bożonarodzeniowy, tylko zwykły pośpiech - taki zupełnie pospolity i nieuroczysty. 


Romanem opiekował się w dużej mierze Tata, żebyśmy my kobiety mogły działać. Mimo wszystko - przygotowywanie Świąt z małym dzieckiem, po wielu miesiącach nieprzespanych nocy, nie wyszło najlepiej. Efekt? Kolacje zjedliśmy dwie godziny później niż zazwyczaj, stół nie był skrupulatnie przygotowanym "ołtarzem" do obchodzenia narodzin małego Jezuska. Nie było sianka pod obrusem i świeczek na nim i pierwszy raz, o zgrozo, zapomniałam o dodatkowym nakryciu (na szczęście Siostrzyczka czuwała i przypomniała). Byłam zmęczona. Choinkę ubieraliśmy w pośpiechu. Na dodatek w ostatniej chwili okazało się, że dużą część ozdób choinkowych, - które skrupulatnie przygotowywałam w zeszłym roku mimo brzucha, który już wtedy przysłaniał mi prawie cały świat (dosłownie i w przenośni) - zjadły myszy, a jednemu z moich słomianych aniołków odgryzły głowę (!). Na szczęście bożonarodzeniowy duch jednak trochę czuwał i wszystkie lampki choinkowe działały. Dzięki Bogu - chociaż tyle.

Zapodziałam gdzieś aparat i nie zrobiłam zdjęć, kiedy Roman pierwszy raz zobaczył choinkę. Nie było zdjęć z prezentami. Nie mamy też pierwszego prawdziwego Rodzinnego Zdjęcia Przy Choince. Właściwie to klapa. Dlaczego te Święta nie były takie jakie sobie wymarzyłam? Organizowanie wszystkiego wyssało ze mnie energię do reszty i pochłonęło moje święta, a właściwie zżarło je zupełnie chytrze się oblizując. 

Pierwszego Dnia Świąt pojechaliśmy do teściów i... padłam. Na kanapie kilka metrów od biesiadnego stołu zaprzyjaźniłam się z kocem i poduszką. Nie byłam zmęczona. Byłam wyczerpana. Spędziłam z Romkiem mniej czasu niż bym chciała w te Święta i  dlatego mam jakiś matczyny niedosyt i poczucie zaniedbania mojej latorośli.

Dlatego na przyszłe Święta zapowiedziałam bunt. Smakołyki świąteczne mam zamiar zrobić wcześniej. Pierogi, kapustę, makowiec i mięso - zrobię i zamrożę. Bez pośpiechu i całego tego chaosu. Od czego w końcu mam zamrażalkę! Choinkę kupię (zdobędę?) wcześniej i ubierzemy ją dwa dni przed wigilią - radośnie i uroczyście popijając przedświąteczną kawę (i kompot - Roman też musi coś pić przecież). A w dzień wigilii wstanę, dokończę barszcz i ewentualnie upiekę świeżą szarlotkę. A potem znowu wypiję kawę i będę stroiła stół. Będzie przepełniony jedzeniem, świecami, pięknymi serwetkami. Napcham pod obrus pół stogu siana i postawię piękne nakrycie dla samotnego wędrowca, albo nawet pięć jeżeli się zmieszczą. Z Romakiem będę śpiewała kolędy - będziemy się darli, aż nas pół wsi usłyszy. Taaak - to będzie moje postanowienie noworoczne.

Ale żeby nie było, że do końca narzekam. Święta spędziliśmy razem - a to wielki plus. Roman uwielbia choinkę, był nią na tyle zafascynowany, że prezenty zostały przez niego przyjęte z obojętnością. Wszystkie upominki które otrzymaliśmy były trafione w dziesiątkę. Za co dziękuję jeszcze raz z tego miejsca wszystkim, którzy nas obdarowali :)

I tak - lekko przejedzeni i trochę zmęczeni zamykamy te Święta. Następnym razem bardziej wszystko przemyślę i może nawet odpocznę w kolejne Boże Narodzenie.

*Zdjęcie pochodzi z zeszłego roku - była to moja ulubiona choinka, bo sosnowa, a nie świerkowa. Na tegoroczne drzewko jeszcze zapoluję i postaram się ją Wam pokazać.


2 komentarze:

  1. Dorotko! bardzo piekna "Opowiesc Wigilijna" !, mysle ze w wiekszosci "Panie Domow" w naszej "Polszcze" maja bardzo podobne przezycia . Podobal mi sie kontekst choinki:"Choinkę kupię (zdobędę?)" Co uderzylo we mnie nostalgicznie, no bo ja prawie zawsze w "starym kraju" choinke "zdobywalem"!: polegalo to na tym, ze bralem jakas poreczna siekierke wtykalem ja "za pas" i wybieralem sie do "lasow Panstwowych" w celu "zdobycia" w/w choinki, praktycznie zawsze mi sie udawalo , a sluzby panstwowe lesne jakos to dziekowac Panu Bogu przegapialy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wujku - choinkę w tym roku "zdobyliśmy", a raczej zrobił to Leszek, jak na Pana domu przystało :) Ale choineczka była nasza, samosiejka zza domu - powiedzmy, że dokonaliśmy przycinki pielęgnacyjnej naszego mini lasku. Ale radość bezcenna - to taka nasza mała magia Świąt. Żałuję tylko, że nie sosnowa - te wyglądają przepięknie! Nie mieliśmy jednak na taką miejsca.

      A tak na marginesie - powinnam napisać nie "choinka", ale "chójka", ewentualnie "chójecka", bo przecież na Kurpiach nie rosną choinki, a chójki właśnie :D

      Usuń