piątek, października 07, 2016
Dlaczego czasem warto wejść do tej samej rzeki
Decydując się na powrót do starych decyzji, miejsc i ludzi wiele razy możemy być szturchani uwagami, że tak się nie robi, bo dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. W dodatku żyjemy w czasach, gdzie jedyną słuszną drogą najczęściej jest droga do przodu. a powroty są okazem słabości i braku rozsądku. A jednak bywają tego warte.
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Znacie to? jedno z najbardziej krytykowanych przeze mnie przysłów, które zaczęłam rozumieć dopiero w momencie, kiedy postanowiłam żyć i myśleć samodzielnie. Apogeum zostało osiągnięte w pierwszym roku życie Romana. Wszyscy chcieli jakieś dobre słówko szepnąć, że może lepiej mu tego mleka nie podgrzewać w mikrofalówce, bo ponoć niezdrowo, kapcie lepiej kupić te z osłoniętą kostką inaczej dziecko sobie nóżki wykrzywi, karmić już nie powinna po roku, bo mleko już nie ma odpowiednich wartości, a jak po półtora roku przestałam to robić okazało się, że zabieram dziecku to, co najlepsze. Przeprowadzka na wieś? Zmarnuje się w zagłębiu bezrobocia, a jak już do pracy wróciłam to zaniedbuje dziecko. Wydawanie pieniędzy na nowy samochód to niepotrzebne szastanie kasą, skoro stary jeździ, ale sąsiad sąsiada, który jest kuzynem kolegi z klasy kupił kilkuletnie Audi po powrocie z zagranicy to widać, że mu się powodzi, nie to, co nam... Często rady i uwagi, których wysłuchujemy są nie tyle wyrazem dbałości o nasz los, ale niemym krzykiem żalu za własne niespełnione oczekiwania.
Sama wiele razy złapałam się na tym, że w okresach kryzysu, w którym przepełniały mnie wątpliwości co do własnych wyborów, zdarzało mi się komentować wybory innych, bo "gdyby zrobił to inaczej to na pewno byłoby mu lepiej", "zrobił głupotę, a przecież skutki były do przewidzenia" lub "temu to łatwiej, bo miał prostszą drogę i pewnie nie musiał wiele na sukces pracować", a po chwili namysłu jest mi wstyd za samą siebie. Bo wybory innych są tylko i wyłącznie ich sprawą, nigdy nie znamy do końca ich motywacji, sytuacji w jakiej się znajdowali, ich kondycji psychicznej w danym momencie, trudności, które musieli pokonać i celu, który chcieli osiągnąć.
Nie wszystkie moje decyzje były słuszne, ale wiem to dopiero dziś, gdy już nie mogę ich cofnąć. Nie mam też gwarancji, że nie podjęłabym gorszych. Staram się więc doceniać nawet trudne chwile, bo nie wiem kim dziś byłabym bez nich.
Dawniej blogi uważałam za ekshibicjonizm i poszukiwanie poklasku - brawo ja. Nie wiem,co tak naprawdę skłoniło mnie do założenia własnego, ale przez krótki czas, kiedy żył - żyłam też ja. Tak naprawę ten krótki chaotyczny, sentymentalny i trochę niepotrzebnie ciągnący się tekst jest moją formą powitania po przerwie, która trwała znacznie dłużej niż mogłabym się tego spodziewać. Gdzie mi umknął ten rok? Chociażbym nie wiem, ile kieszeni przeszukała to go nie znajdę, a już na pewno nie będę w stanie do niego nic upchnąć ponad to, co już tam jest. Tęskniłam - za sobą z tego okresu.
Wracam więc, gramoląc się niezdarnie do tej samej rzeki i modląc się w duchu, żeby nie okazała się zwykłym przydrożnym rowem. A tekst, który dziś piszę jest dla mnie trudniejszy niż pierwsze tu opublikowane. Chyba właśnie podjęłam pewną decyzję, ale bez Was nie dam rady. Być może wcale by mnie tu nie było,gdyby nie te kilka dusz, które czasem tu trafiają, mimo nieobecności gospodarza. Wybaczcie mi więc to niezdarne bełkotanie, postaram się podciągnąć w jakości.
Jeśli dotrwałeś do końca tego tekstu chciałabym Ci tylko powiedzieć, że ogromnie miło Cię tu widzieć. Doceniam to bardziej, niż sądzisz.
Sama wiele razy złapałam się na tym, że w okresach kryzysu, w którym przepełniały mnie wątpliwości co do własnych wyborów, zdarzało mi się komentować wybory innych, bo "gdyby zrobił to inaczej to na pewno byłoby mu lepiej", "zrobił głupotę, a przecież skutki były do przewidzenia" lub "temu to łatwiej, bo miał prostszą drogę i pewnie nie musiał wiele na sukces pracować", a po chwili namysłu jest mi wstyd za samą siebie. Bo wybory innych są tylko i wyłącznie ich sprawą, nigdy nie znamy do końca ich motywacji, sytuacji w jakiej się znajdowali, ich kondycji psychicznej w danym momencie, trudności, które musieli pokonać i celu, który chcieli osiągnąć.
Nie wszystkie moje decyzje były słuszne, ale wiem to dopiero dziś, gdy już nie mogę ich cofnąć. Nie mam też gwarancji, że nie podjęłabym gorszych. Staram się więc doceniać nawet trudne chwile, bo nie wiem kim dziś byłabym bez nich.
Dawniej blogi uważałam za ekshibicjonizm i poszukiwanie poklasku - brawo ja. Nie wiem,co tak naprawdę skłoniło mnie do założenia własnego, ale przez krótki czas, kiedy żył - żyłam też ja. Tak naprawę ten krótki chaotyczny, sentymentalny i trochę niepotrzebnie ciągnący się tekst jest moją formą powitania po przerwie, która trwała znacznie dłużej niż mogłabym się tego spodziewać. Gdzie mi umknął ten rok? Chociażbym nie wiem, ile kieszeni przeszukała to go nie znajdę, a już na pewno nie będę w stanie do niego nic upchnąć ponad to, co już tam jest. Tęskniłam - za sobą z tego okresu.
Wracam więc, gramoląc się niezdarnie do tej samej rzeki i modląc się w duchu, żeby nie okazała się zwykłym przydrożnym rowem. A tekst, który dziś piszę jest dla mnie trudniejszy niż pierwsze tu opublikowane. Chyba właśnie podjęłam pewną decyzję, ale bez Was nie dam rady. Być może wcale by mnie tu nie było,gdyby nie te kilka dusz, które czasem tu trafiają, mimo nieobecności gospodarza. Wybaczcie mi więc to niezdarne bełkotanie, postaram się podciągnąć w jakości.
Jeśli dotrwałeś do końca tego tekstu chciałabym Ci tylko powiedzieć, że ogromnie miło Cię tu widzieć. Doceniam to bardziej, niż sądzisz.
Prawa zdjęcia należą do Michała Wichowskiego