wtorek, lutego 04, 2014
Powrót do pracy (część 1.)
Zasypie wszystko, zawieje. Czyli o Królowej Szos słów kilka
Mijają dwa tygodnie odkąd wróciłam do pracy. Staram się znaleźć choć chwilę, żeby opisać moje pierwsze tygodnie w nowej/starej pracy (o czym tutaj). Pozwólcie, że zacznę od tego, w jaki sposób dojeżdżałam do pracy. Bo, że kierowcą wybitnym nie jestem, to już wiecie (klik).
Tak, to było coś. Pierwsze trzy dni upłynęły pod znakiem siarczystych mrozów, które nastrajały mnie pozytywnie. Zaopatrzona w wełniany sweter i skarpetki, pełen bak paliwa, łańcuchy i łopatę w bagażniku torowałam sobie drogę do nowego podrozdziały w moim życiu.
Ale potem było już trochę gorzej. Bo tak się składa, że "taki mamy klimat", że zawiało nas zupełnie. Szosa krajowa przybrała formę śnieżnego korytarza. Zawiewało niesłychanie, że czułam się jakbym jechała w mleku - a z powrotem jadąc z pracy po zmroku, jak człowiek w mleku nocą (potworność). A jeśli już jesteśmy przy mlecznej metaforyce - to jechało się jak po jogurcie. O zgrozo! Był to jawny zamach na Wawrzyna. Jeżdżę kiepsko i rzadko jeździłam sama, więc jak się miałam czuć skoro widziałam innych, zapewne bardziej doświadczonych kierowców niż ja, którzy siedzieli w rowach swoimi samochodowymi tyłkami. Przejechanie 38 kilometrów zajmowało mi godzinę i byłam prawdopodobnie najwolniej jadącym pojazdem na drodze krajowej nr 53, jaki wieczorem przemierzał tę trasę. Może jakiś rower lub ciągnik pobiłby mój rekord, ale na moje nieszczęście żaden taki pojazd (który uratowałby mój honor) nie pojawiał się wtedy na drodze. Nie wyprzedzałam więc niczego, za to mnie wielu. Niemal słyszałam, jak pod nosem klną, że nie dość, że jechać się nie da, to do tego jakaś żałosna zawalidroga toruje ruch. To byłam ja w pełnej krasie.
Zamiecie się skończyły. Przeżyłam i dałam radę. Dziś nawet, jadąc do pracy, wyprzedziłam samochód dwa razy większy od mojego. Tak, ja wyprzedziłam! Ociekam dumą z samej siebie.
Inne osiągnięcia motoryzacyjne ostatnich dwóch tygodni:
- Wyprzedziłam mleczarkę, VW Golfa i kilkanaście rowerów.
- Pierwszy raz sama zatankowałam samochód i nawet wlałam dobrego paliwa :)
- Samodzielnie uzupełniłam płyn do spryskiwaczy i wiedziałam, gdzie go wlać (dobra, dobra - Mąż mi wcześniej pokazał, ale pewnie i tak bym się sama domyśliła, na pewno).
- Dwukrotnie zaparkowałam samochód tyłem (dość pusto wokół było, ale też się liczy).
- A na koniec zmieniłam samodzielnie stację radiową na Trójkę, bo lubię...
CDN
Zdjęcie pochodzi stąd
No, jakaż jestem z Ciebie dumna, Wawrzynie drogi!
OdpowiedzUsuńDziękuję Urszulo, staram się (czasem z przerażeniem w oczach, ale jednak)
UsuńMasz rację!! Jak jest pusto to też się liczy!!!!!
OdpowiedzUsuńSiostra zrozumie cię najlepiej :D Dziś zaparkowałam przodem - speniałam, bo było ciasno.
Usuń