sobota, grudnia 14, 2013

Ręka w sedesie i pranie psa


Jeden z poranków po nieprzespanej nocy. Wypchnęłam Męża z łóżka, żeby zajął się brykającym od świtu Romanem. Ja miałam zamiar spać. Należało mi się te pół godziny. Roman jak zwykle w obecności Taty biegał bez pieluchy - facet faceta zrozumie, więc pozwalali sobie na chwilę swobody.

Cisza. Nagle słyszę śmiech Męża i... odgłos sikania:
- Kochanie...
- Co - wychyliłam jedno oko spod kołdry.
- Roman osikał psa

No to bosko. Moja pierwsza myśl: czy pies zmieści się do pralki (bo pies był pluszowy - na szczęście)? Ręcznie prać go nie mam zamiaru!

Pies się zmieścił z niemałym trudem. Został oczyszczony ze wszystkich z(a)rzutów.

* * *

A w kwestii pralki to jest to jedna z ulubionych "zabawek" Romka. Właściwie zawsze było mi to na rękę - przynajmniej z praniem przy dziecku nie miałam problemu. Ochoczo zawsze pomagał w nastawianiu pralki (tylko dlaczego nie na ten program, który ja chciałam?), a o wyjmowaniu wilgotnego prania nie wspomnę - amok zupełny, radość absolutna. Ostatnio jednak musiałam ukrócić tę sielankę. Roman zmienił obiekt fascynacji...

Odwróciłam się na 30 sekund - po proszek do prania. O naiwności! Znalazłam Romana... nurkującego w sedesie. 

Zdążyłam zareagować zanim osiągnął dno.

Tego dnia nauczyłam go jednego - myjemy ręce po "skorzystaniu" z toalety.


1 komentarz: